Rozważania (czyt. rozkminy) o wszystkim i o niczym. O tym o czym na fejsie czy innej naszej klasie nikt nie wspomina. Ciężkostrawność gwarantowana.

poniedziałek, 7 lutego 2011

Zwyczajny poranek

5.45
Standardowy dzwonek Nokii budzi mnie w ciemny poranek. Pierwsza myśl - poniedziałek, zaczynam o 8.50. Przewracam się na drugi bok, by uświadomić sobie, że w ten poniedziałek zaczynam o 7.10. Świetnie.
Powoli zwlokłem się z łóżka w kierunku łazienki. Zimna woda zawsze przywracała mi trzeźwe myślenie. Nieważne w jakim stanie. Ot tak po prostu. Blade światło padające na pokój do którego wszedłem ponownie oznajmia mi, że jest cholernie wcześnie. Za oknem ciężko opadają płatki mokrego śniegu. Swoją ciężkością przykrywa brudną i szarą ulicę, która jeszcze kilka godzin temu była pełna błota.
Dobra wystarczy tego stania w oknie, zaraz wybije 6.
Przez poprzedni tydzień non stop pamiętałem jedną poranną czynność - gotowanie wody na herbatę. Zawsze o tej samej godzinie. Zawsze w nijakim nastroju, zawsze w przeświadczeniu, że wrócę za kilka godzin mokry, zmęczony i śmierdzący po robocie. I zawsze myślenie o nadchodzącym dniu przerywał gwizd czajnika. Tym razem na kuchnie nie padał blady blask porannego nieba, lecz ciemność i głucha cisza śpiących jeszcze domowników. Przynajmniej urwała się monotonność codziennego dnia.

Buty, kurtka, klucze, dokumenty. Dobra wszystko jest. Trzask zamka budzi innych domowników z błogiego snu.
Zimne powietrze mrowi skórę wywołując gęsią skórkę na rękach i karku. Szybkim krokiem udaje się do auta przedzierając się przez płatki mokrego śniegu. Całe szczęście szybko topniały. Nie traciłem więc czasu na odśnieżanie wozu, którego kolor nie odbiegał zbytnio od otoczenia. O ile trawnik starał się być pokryty warstwą puchu z licznymi oazami błota pomiędzy, o tyle na Golfie zamiast błota była to rdza. Cholera, muszę zrobić zaprawki...
Dwa pstryknięcia przekaźnika od podgrzewania świec dają mi znać o swojej gotowości do pracy. Cholernie przyjemne uczucie, odpalić auto bez otwartej maski i porannego wrzucania akumulatora czy manewrowania z kablem przy świecach żarowych. Opłaciło się spędzić trochę czasu dłubiąc tu i ówdzie. Dźwięk ożywionego do pracy klekota z lekkim popiskiwaniem paska w okolicy alternatora, prowokuje okoliczne psy do ujadania. Dzień dobry pieski.

6.32
Stoję ulicę dalej przed drewnianą bramą. W oczekiwaniu na kumpla szukam jakiegoś muzycznego ukojenia na drogę. Odruchowo pada na Kilka numerów o czymś od Małpy. W sumie to nim wyjechałem z podwórka Intro Dj Ike'a pobudzało mnie do myślenia.
6.40 wpada zdyszany kumpel. Nieogarnięcie na głowie daje prosty wniosek.
- Kurwa sorry zaspałem.
Do przewidzenia. W sumie też nie pogardzę dłuższym snem. Ruszamy, w międzyczasie wymieniając wrażenia z dwóch tygodni ferii. W sumie różniły się jedynie szczegółami z pracy i ewentualną ilością alkoholu. Co za naród.
Jeden, dwa, trzy. Co raz szybciej mijamy budynki ulicy Bielskiej. Redukcja, Rondo bez nazwy i ponownie dwa, trzy, cztery. Rozmowa ciągnie się dalej.Kurwa mieszkamy tak blisko siebie, a tak rzadko się widzimy. Cóż to też trzeba zmienić. Konwersacje przerywa telefon mojego przyjaciela.
- Jak to kurwa nie ma?
Te słowa to prawie wyrok. Nie musiałem czekać do końca rozmowy. Już wiedziałem, że zamiast na 7.10 mamy na 8.50. Świetnie. Dwie godziny Podstaw Teleinformatyki na zastępstwie jak w dupę psu. Za daleko aby zawrócić do domu, za blisko by stracić trochę czasu. Cóż. Tydzień rozpoczyna się świetnie.

A była dopiero 6.53

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz