Rozważania (czyt. rozkminy) o wszystkim i o niczym. O tym o czym na fejsie czy innej naszej klasie nikt nie wspomina. Ciężkostrawność gwarantowana.

niedziela, 17 kwietnia 2011

Za czym gonimy?

Notka krótka i techniczna.
Dlaczego powstał ten blog?
Pewna forma wyrażenia siebie. Każdy ma coś na sercu. Kiedyś swoje przemyślenia pisano w dziennikach (nie mylić z pamiętnikiem), dziś są to blogi. Co odważniejsi robią to w bardziej rozwinięty sposób. Rapowe kawałki z nawijką o tym co ich otacza i boli to też pewna forma ekspresji, dlatego chwała raperom za to.
Dla kogo to jest stworzone?
Przede wszystkim dla mnie. Jeżeli nie podoba Ci się mój punkt widzenia, to nie czytaj. Internet spowszedniał do roli pisma obrazkowe i częściej ogłupia. Pisanie dziennika w tradycyjnej formie nie jest satysfakcjonujące i często (według mnie) robią to ludzie z większymi problemami.
O czym będzie?
O wszystkim. O ptaszkach na drzewie, o dziurawych drogach, zapchanych autobusach, nawykach ludzkich. O niczym.

Poniżej kilka tekstów z tematycznego bloga. Trochę świeższych.

sobota, 16 kwietnia 2011

Robota uszlachetnia

Facebook nie jest odpowiednim miejscem na moje luźne przemyślenia. Może głównie dlatego, że są ciężkostrawne i psują ogólny nastrój sielanki jaki panuje wśród znajomych, którzy mają więcej wolnego czasu niż ja.

Dziś podczas pasjonującego zajęcia kotwiczenia elementów stalowych w podłożu gruntowym przy użyciu spoiwa żwirowo-cementowego doszedłem do prostego stwierdzenia (w Polsce znanego nie od dziś) - praca uszlachetnia. Nie mam zamiaru udowadniać tego poprzez przepisywanie formułek ze streszczenia Nad Niemnem, gdzie obok bujnych opisów przyrody, wbija się młodzieży do głowy "pracuj pracuj, poznasz dzięki temu miłość swego życia i dorobisz się odcisków na łapach". Praca uszlachetnia z innego powodu. Praca uczy.
- E wow Ameryki i dżemoru nie odkryłeś.
Jasne, że nie. W innym przypadku nie zaczynałbym pisania ciężkich przemyśleń. Chcę przekazać tutaj coś innego. Brak pracy, a raczej brak zajęcia zmusza nas (często podświadomie) do poszukiwania czegoś czym można załatać lukę wolnego czasu.

Nie masz roboty - idziesz na piwo, poznajesz nowych ludzi, poznajesz ich zainteresowania, muzykę, hobby psa i kota. Tak było w moim przypadku. Dokładnie rok temu wplątałem się w śmieszne stowarzyszenie zwane Klub Miłośników Komunikacji Miejskiej. Ludzie którzy widząc autobus na ulicy dostają orgazmu,a bilety na ścianie tworzą swego rodzaju tapetę. MKM nie mogąc zasnąć potrafi liczyć numery taborowe wraz z usterkami danego wozu. No dobra spokojniej. Tak mniej więcej wygląda obraz miłośnika komunikacji w oczach szarego polaczka. Takiego spojrzenia na sprawę nie miałem ja sam. Nie miałem.

Po kilku spotkaniach okazałem się być "tym" który przyszedł i od razu robi rewolucję. A to nic się nie dzieje. A to dzieje się za dużo. A to coś źle wyszło, a tamto wymaga poprawek. Słowem - człowiek z ambicjami i zbyt dużą ilością wolnego czasu. Wszystko było niby cacy do wakacji. Dostałem prace. O zgrozo dostałem prace na dwie zmiany. Do domu wracałem więc uwalony jak koń po kręceniu odcinka westernu. Jedyne czego pragnąłem to papu i poduszka. Łóżko bywało często zbędne. Wtedy też stowarzyszenie zaczęło upominać się o swoje, mimo że tak naprawdę nie działo się nic wartego uwagi, a z ustawowych 15 osób zrobiła się garstka i na dobrą sprawę można było uwalić coś, co w stolicy Podlasia nie potrafiło się odnaleźć.

Swoją historię w stowarzyszeniu zostawię na później, bo rozwija (a raczej kończy się) ona nadal i jej kulminacyjny koniec będzie wart kilku linijek tekstu.
Wracając do rozmyśleń o zajęciu i zabiciu czasu. Każdy z nas musi mieć jakieś zajęcie, które albo wynika z pracy zawodowej, albo przynajmniej z zainteresowań. Gdyby tak nie było, nie czytalibyście tej notatki, bo jest ona częścią GTG.. To z kolei strona o serii GTA, czyli jest czyimś zainteresowaniem. Czyimś sposobem na zabicie wolnego czasu. Czymś co zrobił sdr w przypływie inwencji twórczej i wolnego czasu.

Sami możecie spojrzeć na siebie i stwierdzić w jakich towarzystwach się obracaliście i za czym biegaliście kilka lat temu. Sam widzę to po sobie.
 Moja prawda jest najmojsza!

Wieczorne przemyślenia, przerywane od czasu do czasu bólem zęba trzonowego, skutkują kolejnymi poważnymi wnioskami i pytaniami, które z założenia mają być przedstawiony w odrobinę sarkastyczny sposób. Niestety tylko z założenia.

Ludzie to dziwny gatunek. Oprócz tego, że potrafimy sikać na stojąco (uwaga, tylko jedna płeć tego gatunku, chociaż istnieją odstępstwa), to często wydaje opinie na podstawie tego co widzi.
Ostatnimi czasy dominujący gatunek na świecie afiszuje się na wszelkiego rodzaju sposoby "co kto czego słucha". I na podstawie tego inny przedstawiciel homo sapiens szufladkuje dane osoby, przyklejając im odpowiednie karteczki. Zaczynam wchodzić w sferę stereotypów typu hip-hopowiec biega ze sprayem, metalowiec zasuwa w glanach, a pop to albo różowe dziewczynki, albo szara masa, której wszystko jedno. Zaczyna mnie to irytować, bo sam jestem przedstawicielem gatunku, który nie ma konkretnie zdefiniowanych typów muzycznych, co przekłada się na to, iż nie przeszkadza mi żaden rodzaj muzyki i chętnie posłucham sobie dobrych rapowych kawałków, a od czasu do czasu coś co na co dzień atakuje mnie z radia.
Niestety nasz naród jest tak skonstruowany, że szufladkuje, szufladkuje, szufladkuje i jeszcze raz szufladkuje. Na szczęście pojawiam się ja i zadaję konkretne pytanie.
Jeżeli słucham rapu, czy to znaczy, że jestem hip-hopowcem? Czy nabywam od razu cechy subkultury?
Czy jeżeli w mojej playliście jest kawałek trance, czy od razu muszę być człowiekiem który najpierw jara zielsko, a później dla fazy szuka najbardziej pokręconego kawałka?
Czy jeżeli mój sąsiad ma świnie, czy to znaczy, że ja jestem wieśniakiem?

To wszystko prowadzi do tego, że nasze kochane społeczeństwo przestaje się interesować osobami typu wszystko. Bo jak od dawna wiadomo, co jest od wszystkiego, jest do niczego. Być może jest w tym odrobina prawdy, jednak mnie najbardziej irytuje fakt, iż odrębnie traktuje się ludzi którzy nie słuchają danego gatunku. To tak jakby segregować ludzi po ich za przeproszeniem ryju. Może to zły przykład, bo istota ludzka podświadomie odrzuca brzydkie gęby, ale akurat nasz kochany naród potrafi perfidnie powiedzieć komuś w twarz:
- Stary, ale masz morde!

Pojawiają się czasem tacy, którzy na siłę próbują utożsamić się z daną subkulturą, nagminnie słuchając danego gatunku muzyki, mimo tego iż nigdy nie mieli z nią do czynienia i lansują się na znawców tematu. I również czasem jedno pytanie zagina takiego delikwenta.

Przerażają natomiast krytykanci. (patrz wyżej).
- Jak możesz słuchać tego ścierwa?
Normalnie! Bo mi się podoba. Mam wywalić jakiś kawałek, tylko dlatego, że uznałeś go za ścierwo, bo nie podoba się tobie i przede wszystkim nie jest tym co ty chciałbyś usłyszeć?
- Weź jesteś nieobeznany ze światem!
A ty jesteś! Gdybyś był, nie skrytykowałbyś tego czego słucham, bo po prostu nie wypada.
- No już skończ. Niech będzie, że o gustach się nie dyskutuje.
Kulminacja. A o czym do cholery się dyskutuje?! O czym rozmawiasz z innymi? Na co rwiesz panny pod monopolowym? Przedstawiając im swoją muzykę. Swoje gusta. A one z kolei spławiają Cię swoimi, czyli wchodzą z tobą w dyskusję.

No są również tacy, którzy nie przyznają się do tego, że słuchają innej muzyki niż chciałoby społeczeństwo. Istnieje niepoprawność polityczna, dlaczego więc miałaby nie istnieć niepoprawność muzyczna? Patrz luźny przykład niżej.



Swego czasu był reggae bym na Bednarka. Nie wiem, nie znam człowieka, bo prostu mi się nie przyjął. Z miejsca
- Nie wiesz co dobre
Chyba wiem, skoro potrafię określić we własnym mniemaniu, a nie bumie społeczeństwa. Może i koleś ma talent, może się wybił. Chwała mu za to, oby ich więcej. Ale ja nie muszę słuchać skoro mi nie podchodzi. I ponownie wykraczam poza sferę dyskusji, bo wejdziemy zaraz w mass kulturę, a o tym można napisać esej. Tyle znaków mi sdr nie dał.
Możemy jeszcze do tego przyrównać Bibera. Z miejsca od razu wszyscy hejtują chłopaczka. Nie przepadam za nim, ale hejtować go nie będę, bo kosi hajs lepszy niż ja będę w stanie zarobić przez całe życie składając długopisy. Ale spróbuj no waćpan stanąć w obronie Justina. Zostaniesz wtedy sam postawiony w szeregu z różowymi landrynkami Sylwusiami.

Podsumowując.
Olej ludzi.
i tak nie olejesz.